Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/42

Ta strona została przepisana.

— Ach! wszystko dookoła oddycha ciszą, światłem i szczęściem, nawet kury wydawały się wesołe, nawet kury!
Piotr Benu udał się na płaskowzgórza, gdzie kiełkowały przyszłe łany wuja Mikołaja Noiny; szedł tam, aby zwieść biednym ciotkom wóz korzeni lentyszku i drzewa jałowcowego, ale przedewszystkiem, aby zabrać stary rewolwer bandyty, schowany od trzech miesięcy w zaroślach.
Minęły dwa miesiące. W domu Noinów wszystko wróciło do dawnego porządku i spokoju. Tylko dochody potroiły się i dobrobyt widniał więcej niż kiedybądź w każdym kącie domu i na twarzach mieszkańców.
Ciotkę Luizę rozsadzał poprostu tłuszcz i nadętość, a i Marja wydawała się spokojna i szczęśliwa. Teraz już nie chodziła boso, nie spełniała niskich usług domowych, żyła jak pani. Miała zręczną i dobrą służącą, która jej nie pozwalała nic robić, miała w szufladzie komody koszyczek wypchany pieniędzmi; wszystkie dziewczęta i żony posiadaczy z Nuoro patrzyły na nią z zazdrością, kiedy w niedzielę w południe udawała się, wspaniale ubana, na sumę. Niczego jej nie brakowało.
Dwa miesiące minęły zawrotnie szybko. Mąż otaczał ją troskliwością i uwielbieniem, coraz bardziej rozkochany, uprzejmy aż do znudzenia, a w pogodne dni sadzał ją za sobą na swojej wspaniałej klaczy i wiózł do swych posiadłości, do bogatego gaju oliwnego w dolinie, do winnicy i do owczarni. Zwłaszcza do owczarni;