Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/49

Ta strona została przepisana.

ko mlekiem i serwatką. Marja szybkiemi radiami zręcznych rąk uporządkowała wszystko i zjadłszy śniadanie, postanowiła urządzić mieszkanko.
Zizzu Croca, zwany Turulia[1], gruby pasterz, wielki gwałtownik o dużych niebieskich oczach człowieka północy w czarnej, opalonej i orlej twarzy araba i z taką wełnistą grzywą, że przypominał mocno dzikie zwierzę, postanowił sypiać na dworze, pod płotem owczarni, aby oddać gospodarzom całkowicie chałupę. Postanowiono sporządzić dla nich wspaniałe posłanie z miękkich gałęzi i paproci, co razem z przysłanemi już zawczasu kołdrami i poduszkami złożyło się poprostu na coś nadzwyczajnego.
— Dajcie mi wszystko przygotować — rzekł pasterz. — Tu blisko, nad strumieniem, jest mnóstwo paproci. Przyniosę ich pełny worek i będzie ci się zdawało, Marjo, że jesteś na górze i odprawiasz nowennę do Najświętszej Panienki.
Pobiegł do strumyka razem z innymi pasterzami, a kiedy Franciszek wyszedł poza dom ładować bron, Marja zamiotła chałupę, poczyściła wszystko i przygotowała kąt na posłanie.

Potem oboje małżonkowie udali się zobaczyć krowy i obejrzeć szczegółowo halę. Marja była szczęśliwa i pełna pogody. Słodycz uroczysta rozlewała się na hali pod prawie upalnem słońcem południa, które padało świetlistemi pękami poprzez stare dumające dęby na trawę, pełną żółtych rumianków i jaskrów, śród

  1. Kania.