wesołego rozgwaru owadów, ukrytych w jeżynie, pod niepokalaną jasnością nieba. Z błękitnego tła, przeświecającego skroś drzew, z za zieleniejących murów wiał nastrój głębokiej senności.
Franciszek Rosana czuł się jak w ziemskim raju; szedł krok w krok za Marją w jednym zachwycie; od czasu do czasu brał ją pod rękę, jak to robią panowie, i przyglądał jej się, jakgdyby jej nigdy przedtem nie był widział, jakgdyby chciał się przekonać, że to ona jest właśnie tutaj, tutaj gdzie tyle razy marzył o niej w rzeczywistości niewysłowionych marzeń.
Marja nie przerywała jego radosnego milczenia, spokojna i uśmiechnięta jak bogini, a dwie rosłe jałówki, białe w czarne łaty, i czerwone byki, o dumnych, rozmarzonych oczach, i płowe cielątka z różowemi pyszczkami podnosiły łby i machały ogonami, jakby chciały się witać.
Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/50
Ta strona została przepisana.