Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/65

Ta strona została przepisana.

— W tej ciemności? Co znowu! Co znowu! Chodźmy, chodźmy, jeżeli wy nie chcecie, jeżeli nie chcecie się zlitować nademną, to pójdę sama. Oh! mamo! mamo!
Zaczęła szlochać jak dziecko i znowu zrobiła krok ku wyjściu, ale znowu pasterze zatrzymali ją. Iorgi powiedział:
— Poczekaj. Pójdziemy we dwóch.
— I ja też pójdę.
— Po co? Raczej nam przeszkodzisz niż pomożesz.
— Ale sama nie zostanę — rzekła przerażona, przypominając sobie człowieka, którego miała za Piotra Benu.
— W takim razie ja zostanę z tobą — zaproponował Antoni. — Towarzysz pójdzie nasamprzód na miejsce, gdzie spotkał Franciszka z pasterzem, potem uda się do waszej owczarni, a jak tam nie będzie nikogo, zejdzie aż do owczarni orańczyków i w razie potrzeby z nimi poprowadzi dalsze poszukiwania.
Iorgi zkolei poszedł, a Antoni nakłonił Marję, aby się położyła spać w chacie.
— Zobaczysz, — mówił jej, rozpościerając starą rogożę — zobaczysz, że ten twój strach to szaleństwo. Pewnie że Franciszek źle robi, zostawiając cię tak długo, i powiem mu to otwarcie. Gdyby to wiedzieli wuj Mikołaj i ciotka Luiza, ładnieby wyglądał! Ale połóż się trochę i staraj się zasnąć, jeżeli możesz. Ja będę czuwał aż do przyjścia towarzysza; połóż się i nie lę-