Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/68

Ta strona została przepisana.

Zapytała:
— Antoni, czy Iorgi wrócił?
— Nie. Uspokój się i zaśnij jeszcze. Nie spałaś, co?
Nic nie odpowiedziała i znowu zamknęła oczy, a duże łzy zalewały jej twarz i spadały nawet na wargi; były gorące i słone. Strach ją znów ogarnął silniejszy, ostrzejszy i bardziej piekący.
— Uspokój się, zaśnij!... Co za ironja! — Pomyślała o szczegółach tego, co się może stać potem, może jutro, o badaniach sądu, o przykrych, nieuniknionych rzeczach, które nastąpią. Czy powinna wymówić imię Piotra Benu? Zapewne, ale co za skandal z tego wyniknie! A wreszcie, jakie ma dowody? Lepiej będzie milczeć, dla własnego honoru i spokoju rodziny. Gdyby ona wspomniała imię Piotra, on, conajmniej, opowiedziałby historję ich miłości. A wiadoma rzecz, że w Nuoro wszystko olbrzymieje, z ziarnka piasku zrobionoby górę. Nie powiedzianoby, że Marja Noina kochała się przyzwoicie, do pewnego punktu, w swoim słudze, ale kto wie, jakie rzeczy potworne, jakie ohydy, potwarze by się rzuciło. Jej cześć i cześć rodziny przepadłaby, a pamięć Franciszka Rosany zamiast być pomszczoną, zostałaby splamiona na zawsze.
Lepiej milczeć. Tembardziej, że jeżeli chroma sprawiedliwość ludzka, sprawiedliwość Boża z pewnością nie zawodzi. A wuj Mikołaj i ciotka Luiza umarliby ze zgryzoty.
Potem myśli Marji potoczyły się ku innym bolesnym szczegółom: co za hałas by się zrobił z powodu