Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/73

Ta strona została przepisana.

przez całą noc w jego bolesnem poszukiwaniu, a obecnie, stojąc na skrzyżowaniu dróg, smutni i milczący, zdawali się trzymać straż nad jakąś nieznaną tajemnicą.
Dniało już na dobre; dęby drżały w rannym powiewie, rosa i pajęczyna lśniły na sianie i po zaroślach, krzaków od odbicia jasnego, szaro perłowego nieba, na którem znikały ostatnie gwiazdy.
Antoni szedł naprzód ścieżką, za nim w milczeniu trzej inni pasterze. Przebywszy połowę drogi, zatrzymał się, zbladł jak od zimna i zrobił znak krzyża.
Franciszek Rosana leżał między kamieniami z pokrwawioną twarzą, nieżywy, zamordowany.
Siscura, Siscura! (Nieszczęśliwa, nieszczęśliwa!) był pierwszy okrzyk Antoniego, którego myśl natychmiast pobiegła do Marji. Nachylił się nad zabitym, ale nie dotknął go, bo Iorgi zawołał:
— Nie ruszaj nic! Przyjdą władze i muszą znaleźć wszystko tak jak było, jak myśmy znaleźli.
Antoni podniósł się, ale dalej patrzył błyszczącemi, suchemi oczami na umarłego.
Franciszek leżał wyciągnięty na pomiętej trawie z głową opartą o kamień, widać było uszy, szyję i jeden policzek, zupełnie białe, zesztywniałe, bez kropli krwi. Ubranie miał trochę poszarpane, całe we krwi, prawa ręka, odrzucona na bok i wyprężona z dłonią nazewnątrz, była pokrwawiona.
Obraz był smutny i straszny: poprzez dęby i jeżyny przenikało srebrzyste światło poranku, ptaszki śpie-