Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/82

Ta strona została przepisana.

Tylko dwie kobiety, siedzące przy kominie, nie poruszyły się. Ciągnęły w dalszym ciągu swą rozmowę szeptem, wzdychając i wycierając wciąż oczy, które były suche. Ta, która się wydawała bardziej wtajemniczona, tłumaczyła towarzyszce, jak oględziny lekarskie ustaliły godzinę śmierci Franciszka: musiała nastąpić o zmroku, może właśnie wtedy, gdy Marja biegła do chałupy Antoniego. A ten na domiar złego, idąc wkrótce potem do owczarni zabitego, zamiast przejść ścieżką, przeskoczył przez murek hali i wobec tego nie spostrzegł nic aż do następnego ranka.
— Czy podobna, czy podobna! Jak mógł choćby nie usłyszeć wystrzału?
— Co tam wystrzał! — rzekła druga, trochę obrażona. — Czy nie wiesz, jak rozległe są te hale? Aby przejść halę Rosanów, potrzeba prawie że więcej niż pół godziny czasu.
Marja przyszła do siebie, ale zemdlała po raz drugi, wydając przeraźliwe krzyki, gdy się dowiedziała, że męża jej wynoszą z domu na zawsze. Nawet ciotce Luizie zrobiło się słabo, a jakiś człowiek, stojący we drzwiach, płakał rzewnemi łzami.
Na podwórzu Sabina, bardzo blada, w czarnej opasce na głowie, przy pomocy dwóch innych kobiet, rozdawała gromnice tym, którzy zamierzali towarzyszyć zwłokom. Na ulicy czekali ludzie obojętni i ciekawi, w blaskach radosnego słońca i życia.
Gdy brama zamknęła się za orszakiem, Sabina pozostała chwilę na środku podwórza z oczyma wbitemi w jeden punkt, jakby patrzyła w jakąś tajemniczą zja-