Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/85

Ta strona została przepisana.

dek i słońce będzie bladło, gdy tylko ludzie zaczną, wywoływać wspomnienie śmierci Franciszka Rosany! Czy nie widzieliście? Wczoraj słońce było żółte i chmury okrywały górę. Bo i niebo opłakiwało śmierć tego szlachetnego i ukochanego młodzieńca!
— Byłeś wierny i sprawiedliwy. Byłeś nadzieją swej małżonki, byłeś zaszczytem swego rodu. Teraz małżonka twoja będzie płakała zawsze, okryta czarną szatą jak Matka Boska Bolesna, a krewni będą chodzili z pochyloną głową, bo zabrakło im podpory i gwiazdy przewodniej.
— Śpij — śpiewała słodkim głosem ciotka. — Śpij, wiotka liijo, ucięta na łodydze przed czasem.
— Daremnie czekać cię będą twoje ziemie i twoja owczarnia; nie przejdziesz już nigdy pod dębami hal, które zawsze opłakiwać będą twoje odejście.
— Czemu się tam udałeś? Czemu zabrałeś ze sobą na koniu żonę, jeżeli twoja żona miała powrócić sam a do dom u swojego?
— Nadaremnie zboża dojrzeją i świeża pasza zwieziona będzie na równinę. Gospodarz już nie pobłogosławi wzrokiem swojego dobytku, ani dzieci nie będą korzystały z pracy ojca.
— Żegnaj, Franciszku Rosana, o mocny, o prawy siostrzeńcze mój, serce moje! Byłeś biały jak nowonarodzony baranek, byłeś czysty od win i niesprawiedliwości. Dlatego zarżnęli cię jak baranka, a krew twoja zrumieniła jeżyny Świętego Ducha.
— Nawet zbójcy schylali się, gdyś przechodził; byłeś czczony i wielbiony, klejnocie złoty, fjołeczku