nerwowego otępienia z zatratą pamięci, zmęczenie i głęboka pustka.
Bolało ją gardło, oczy, a w uszach czuła szum nieustanny. Zdawało jej się jeszcze, że to zły sen, albo napad gorączki z majaczeniem i nie mogła sobie zdać sprawy z przyczyny swych cierpień. Miała wrażenie, że bardziej niż przez śmierć i nieobecność Franciszka, cierpi na myśl okropną, że ona sama jest przyczyną zbrodni.
Nadaremnie wszystkie dowody przekonywały ją o błędzie; uparcie narzucała się myśl o przechodniu z Fonni i o Piotrze, który przebiegł szybko przez rozdroże. Myślała zresztą, że pasterz mógł być w zmowie z Piotrem.
Dręczyło ją jeszcze tysiąc innych myśli, bolesnych w swojej małości. Franciszek nie zrobił testamentu, temsamem wszystkie jego dobra wracają do rodziny, a jej, która wszystko dla niego poświęciła, przypadnie tylko drobna, znikoma część. Czy i to nie było widoczną karą bożą za jej ambicję?
Gdyby choć była przy nadziei, gdyby choć ta pociecha jej została! Ale nie. Pan Bóg widocznie przeklął ją całkowicie.
Ponieważ dla zmarłego miała tylko pełną smutku tkliwość i głęboką litość bez właściwego uczucia miłości, rozpacz jej nie przekraczała granic. Chwilami nawet jakby uspakajała się myślą: za tydzień, dwa, wszystko wróci do dawnego stanu, nie będzie tylko jego i wszystko zda się snem.
Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/87
Ta strona została przepisana.