Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/91

Ta strona została przepisana.

czej jedną tylko przejęty chęcią: dowiedzenia się szczegółów wypadku.
Siedzieli w tem samem miejscu, gdzie się tak bardzo kochali, śród tych samych sprzętów, śród których rozwijał się ich dramat miłosny, coś z dawnych chwil było w powietrzu, w otoczeniu, i Marja czuła wewnętrzny dreszcz goryczy i niepokoju. Śledziła Piotra, szukając jakiegoś śladu, jakiegoś potwierdzenia swych dręczących podejrzeń. Ale nie odkryła nic, gdy tymczasem Piotr zgadywał, czuł jej ukrytą myśl.
Był trochę zmieniony, wydawał się wyższy, chudy i muskularny, miał świeżo opaloną, kościstą twarz, włosy najeżone, a oczy zimne i obojętne. Marja znalazła w jego twarzy coś nowego, nieznanego; nie umiała przychwycić jej wyrazu, czuła tylko wielki chłód, wielką obojętność, jakby idącą na nią od tych siwych oczu, które się w mą wpatrywały, nic jej nie mówiąc. Im więcej mu się przyglądała, tem bardziej wydawał jej się inny, niż ten, który żył w jej myślach i uczuciach i podejrzenie zaczęło się wydawać głupie i krzywdzące. Powoli, głosem cichym i jeszcze ochrypłym od długiego płaczu, zaczęła mu opowiadać całe zdarzenie.
Przerywał jej od czasu do czasu wykrzykami zdziwienia, przerażenia i spółczucia, domagając się szczegółów.
Tymczasem jakaś szklista lodowata powłoka, która mu przesłaniała oczy, zaczęła pękać, źrenica rozszerzyła się jak od odblasku ognia i Marja spuszczała oczy, coraz bardziej przekonana o jego niewinności.