na widok tej nieszczęśliwej osamotnionej, niedołężnej istoty. Sabina martwiła się okropnie. Pragnęła zostać przy babce, otoczyć ją opieką i osłodzie ostatnie dni życia, ale co począć? Musiałyby wtedy umierać z głodu obydwie, bo pracy bez zaprzedania wolności nie było.
Pomimo to Sabina miała starającego się poważnie, i to dobrą partję. Był to młody krewny, pracowity i uczciwy wieśniak, właściciel wozu, wołów i zapasów. Nazywał się Józef Pera. Oświadczył się na serjo o jej rękę, czyniąc także propozycje ciotce Katarzynie.
— Jeżeli mnie zechce, ożenię się z nią po żniwach, zamieszkam u was jak syn i będziemy żyli razem. Dla was, ciotko, będę jak dla własnej matki, a ją uszczęśliwię, bo jeżeli mnie pokocha, niczego jej nie zabraknie i nie będzie już zmuszona rzucać ciała swego psom[1].
Ale Sabina, zaprzątnięta myślą o Piotrze Benu, nie chciała słyszeć o niczem. Istotnie marzeniem jej było żyć we troje, spokojnie, bez troski o zimę i o ostatnie lata życia ciotki.
Ale Piotr Benu był tym ideałem, bez niego lepie] umrzeć z nędzy i wyczerpania.
Wszystko to miało miejsce w grudniu, kiedy Sabina oczekiwała wyjścia Piotra z więzienia i miała jeszcze nadzieję. Potem zaszły te niezwykłe zdarzenia. Piotr przestał się pokazywać i straciła do reszty widoki na przyszłość. W kwietniu Józef ponowił swą pro-
- ↑ zdanie to ma oznaczać: pracować jak niewolnica.