Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/99

Ta strona została przepisana.

które jej kazało wyobrażać sobie co innego niż było w rzeczywistości, mając się przytem za wyleczoną ze swego dawnego uczucia, obiecała.
Przysięga u kochanków sardyńskich, złożona, o ile można, w kościele, jest ważna prawie tyle co ślub. Tylko śmierć jednego z dwojga może ją rozwiązać. Strona niedotrzymująca przysięgi zasługuje na najgorsze przekleństwa i prawie na sromotę w oczach ludzi.
— Kiedy i gdzie? — zapytała Sabina.
— Pojutrze o pierwszym rozbrzasku dnia w kościele Solitudine.
— Kiedy jest zamknięty. Doskonale! — odrzekła Sabina, śmiejąc się.
— To nie twoja troska. Przyjdź tylko.
Nazajutrz jednak już pożałowała i miała zamiar nie stawić się w Solitudine, albo też pójść, owszem, żeby biedak Józef nie rozpaczał, ale powiedzieć, że się rozmyśliła i że już nie ma zamiaru przysięgać. Bo jakże może przysiąc miłość innemu, jeżeli kocha zawsze Piotra Benu, jeżeli jej głowa i serce są ciągle pełne marzeń o nim, podejrzeń, przeczuć i męczących czarnych myśli? Ostatecznie pewności nie ma, kto wie, czy nie podejrzewa go przez złość i rozpacz, przecież teraz już nawet kamienie wiedzą, w jaki sposób się stało to nieszczęście.
Wieczorem, spotkawszy się na nowo z Piotrem u Noinów, uczuła jeszcze wyraźniej niż dotąd, że jej podejrzenia się rozpływają, ale wzięta w szpony zazdrości, intuicyjnie odgadła scenę, jaka musiała mieć miej-