W Porru, w gościnnym pokoju, siedziała płacząca kobieta. Siedziała na ziemi, przy łóżku, obejmując obiema rękami podniesione kolana, na które opuściła głowę. Łkając, wstrząsała nią od czasu do czasu, jakby dla stwierdzenia, że ostatnia nadzieja stracona. Jej pulchne, okrągłe ramiona, piersi uwięzione w ciasnym, żółtym gorsecie, wznosiły się i opadały, jak przypływające i odpływające fale.
W pokoju mrok panował: nie było okna, tylko przeze drzwi, otwierające się na balkon murowany, widać było głębie szarego, raz wraz to zaciemniającego się nieba. Na tle szarem połyskiwała het, precz, wysoko, daleko gwiazdeczka mała; niżej, w dziedzińcu, świerszcz się odzywał, a od czasu do czasu dychać było uderzenie końskiego kopyta o kamienie twarde.
Na progu, ze świecą zapaloną w czteroramiennym żelaznym świeczniku stanęła druga kobieta,
Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.I.djvu/11
Ta strona została przepisana.
CZĘŚĆ I.
I.