zyę procesu, jak niewinność jego stwierdzona zostanie, jak wróci na poprzednie stanowisko... Kto wie, obdarzą, go orderem, który zawiesi sobie na piersiach razem z wielu innemi, otrzymanemi przed tem... a wówczas... Hojny był w obietnice, Konstanty zwłaszcza pewnym być mógł prędkiego ułaskawienia. Tak często powtarzał to, że w konch sam uwierzył we wszystko, co mówił.
— Jutro może... — kończył — na szczęście wasze....
— Szczęście, czy nieszczęście — odparł zamyślony Konstanty.
— W każdym razie — dorzucił Król Pikowy — nie będę ci już wówczas pomocnym.
Pożałował słów swych, widząc smutek Konstantego.
— Sądzi, że mam na myśli ułaskawienie — pomyślał, a zwracając się do Konstantego, mówił:
— Ale czy istotnie niewinny jesteś? Teraz bo widzisz, przyjacielu, wszystko mi wyznać winieneś. Przypomnij sobie, mówiłeś mi, gdyśmy tu po raz pierwszy rozmawiali, mówiłeś mi, że winnym będąc, nie śmiałbyś spojrzeć na swego syna.
— Najpewniej — potwierdził, podnosząc głowę Konstanty — czy myślisz, że... że nie zobaczę go już?... Niech się stanie wola Boża... Alem niewinny.
Król Pikowy zwrócił się twarzą do muru, splunął.
Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.I.djvu/126
Ta strona została przepisana.