gęsto grona przyschłych winogron i pęki żółtych gruszek, roniąc woń właściwą sobie, przenikliwą. Sakwy, pełne wełny, stały proste po kątach.
Gruba kobieta, widocznie pani domu, wzięła jednę z tych sakw, przestawiła w inne miejsce i znów odniosła na poprzednie.
— Ecco! skończyłam — rzekła, sapiąc ze zmęczenia. — Co ty myślisz, kobieto! Do czego to prowadzi? Po co rozpaczać, gołąbko! Złego nie zmienisz. Jeśli sąd przysięgłych skażę go do ciężkich robót, nie poradzisz, nie wmówisz w świat, że wszyscy przysięgli są tak, jak on, wściekłemi psami...
Ale tamta, zanosząc się od płaczu i energicznie wstrząsając głową, przeczyła.
— Nie! nie! nie!
— Tak, tak, tak! — twierdziła stara, podnosząc gwałtem z ziemi płaczącą. — Mówię ci, że tak. Wstawaj, bo zawołam twą matkę.
Teraz ukazała się dopiero twarz okrągła i rumiana, otoczona gęstemi, czarnemi, potarganemi włosami, o oczach czarnych, błyszczących, chociaż zapuchłych od płaczu, o brwiach czarnych, gęstych, zrosłych niemal.
— Nie! nie! — broniła się Giovanna — Dajcie mi się napłakać do woli, ciotko Porreda.[1]
— Wyjdziesz mi, czy nie wyjdziesz? Wstawaj!
- ↑ Porreda, rodzaj żeński nazwiska Porru. Odpowiada ludowemu na Rusi — Porreducha.