— Ecco! — mówił Król Pikowy — chcę wierzyć, że nie zrobi tego... Ale, powiedz mi, przyjacielu, czy nie lepiej byłoby przedsięwziąć co bądź, teraz właśnie po śmierci dziecka, gdy ta kobieta straciła oparcie na macierzyństwie... Widzisz bo, teraz byłaby szaloną, jeśliby się nie dała porwać pokusom... a no, pokusy zawsze znaleść się mogą...
— Bronta Dejas! — mknęło błyskiem ostrza stali w sercu więźnia, lecz powtórzył spokojnie:
— Nie zrobi tego.
— Głupi jesteś — zniecierpliwił się Król Pikowy — powinieneś zrozumieć, że ma prawo to zrobić.
— Wszak wrócę.
— Pewnąż tego być może?
— Pisuję do niej, pisuję ciągle!
Król Pikowy z trudnością powstrzymał uśmiech, zamyślił się, a potem rzekł niedbale:
— E! głupstwo! — Zapewne! — potwierdził Konstanty, lecz od chwili tej z myśli mu nie schodził Bronta Dejas i jego dom biały z bramą ukośną, pastwiska, pola, trzody... I myślał o ubóstwie Giovanny, osamotnieniu... Teraz już miecz boleści przerzynał obie połowy jego serca.
Wieczorem pisał do żony, pocieszał ją, mówił o miłosierdziu Bożem i o Opatrzności: „Bóg — pisał — chciał nas widocznie doświadczyć, odbierając nam dziecię, poczęte w grzechu. Niech się dzieje wola Jego Święta! Przeczucie mówi mi, że chwila uwolnienia się zbliża...
Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.I.djvu/132
Ta strona została przepisana.