— A niechże go... — zaklął zcicha zamyślając się spowiednik. Znał dobrze Króla Pikowego.
Starał się uspokoić więźnia, pytał, czy o czemś podobnem żona jego nadmienia w swych listach? Niestety, listy Griovanny były coraz rzadsze, coraz krótsze. Zdawało się, że od śmierci dziecka niema nic do powiedzenia mężowi. W ostatnim liście pisała, że panuje u nich ostra zima, śnieg padał dwa razy i ostatnim razem znaleziono w górach zwłoki zmarzłego człowieka. Oprócz tego pisała, że w okolicy wielka bieda.
Śniło mu się często, że wraca do Nuoro, odzyskawszy wolność, że pieszo idzie z miasta do swej wsi, że mu zimno, członki drętwieją i odmawiają posłuszeństwa, że stygnie, zamiera... budził się cały zlodowaciały, z niewypowiedzianym ciężarem na sercu.
Spowiednik uspokajał go, mówiąc:
— Słaby jesteś, bracie, tracisz siły i ztąd też upadasz na duchu. Uspokój się. Żona twoja jest, jak mówisz, dobrą chrześcijanką, nie skrzywdzi cię i nie odważy na krok przeciwny zasadom Kościoła. Otrząśnij się ze złych myśli. Wzmocnij się też na siłach, jedz więcej, potrzebowałbyś wypić czasem coś wzmacniającego. Czy zarabiasz?
— Trochę, lecz wszystko, co zarabiam, odsyłam do domu, żonie, ona taka uboga. O! jem podostatkiem, nie mógłbym więcej, nie, nie czuję się wcale słabym, a pić bym wcale nie mógł, sprawia mi to nudności.
Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.I.djvu/138
Ta strona została przepisana.