— A niech cię.., — plasnął w dłonie i skry mu się posypały z oczu — cynik jesteś nieznośny! Ot czem zaprzątasz nietylko sobie, lecz i innym głowy! Dość i bez tego biedak ten ma męki, a że kobieta ma starającego się, nie dowodzi to jeszcze...
— Pomału, przyjacielu mój — uśmiechał się Król Pikowy i wyjmując z zanadrza list dodał.
— Poco się gniewać? Oto!
Zamyślił się kapelan, list przeczytawszy, a potem spytał ex-sierżanta:
— A pieniądze to bierzesz od Ledda?
— Drobiazgi. Miałożby i to być nieuczciwe? Wszak ryzykuję ciupę za oddawane mu usługi.
— I uważasz za obowiązek postępować jak postępujesz?
— Na czem zasadza się obowiązek? Jeśli na czynieniu dobrze bliźniemu, spełniam go niewątpliwie.
Kapelan wzrok miał wlepiony w list anonimowy.
— Więc spełniam obowiązek chrześcijański — ciągnął Król Pikowy — i nie koniec na tem. Gdy odzyskam swobodę i osobistości wpływowe, na które liczę, dopomogą mi odzyskać stracone stanowisko, zamierzam poświęcić czas mój i zdolności na zorganizowanie tajnej korespondencyi więziennej w całych Włoszech, coś w rodzaju agentury...
— Nie omieszkasz tu wrócić.
Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.I.djvu/140
Ta strona została przepisana.