tymczasem, bez surduta, ze stopami w chodakach, zjadał z wazy olbrzymią porcyę zupy.
— A jak duży święty Piotr? — pytała syna Porreducha, piorąc w balii pończochy.
Po raz pierwszy Paweł wracał z Rzymu i matka opowiadań jego dość się nasłuchać nie mogła.
— Wielki, jak cała tańca. Nikt się tam też nie modli, bo i ktoby się modlił w takiej zagrodzie. Aniołowie, i to ci mali, co podtrzymują konchy z wodą święconą, większe będą od drzwi tych...
— Więc jakże? Trzeba przystawiać drabinę, aby palce umoczyć w święconej wodzie?
— Drabiny przystawiać nie trzeba, gdyż aniołowie klęczą, czy tam coś podobnego. Matko! prosiłbym o więcej kawy mlecznej. Patrz, już niema.
— Widzę, żeś wysuszył do dna. A toż cię tam, biedaku, zagłodzili! Pożerasz, jak pies morski.
— Domyśl się, ile taka misa kawy z mlekiem kosztuje w Rzymie? Chyba, że i za lira nie dostaniesz, a mleko, pożal się Boże, wodniste.
— Nie mieliby wstydu, złodzieje!
— Aha, jeszcze co? Widziałem w morzu delfiny. Ciekawe, bardzo ciekawe! Ale otóż i nasi goście! Dobry dzień! Gdzieście to były?
Giovanna opowiedziała spotkanie z mężem i zaczynała znów płakać, ale matka ujęła ją za ramię i wprowadziła do kuchni.
Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.I.djvu/36
Ta strona została przepisana.