Ta strona została przepisana.
wyszły, zaczął rozbudzać usypiające już dziecię; dokazywał, śmiał się do rozpuku, podskakiwał, to znów się przyczajał niemy, z osłupiałym wzrokiem by po chwili wybuchać nową gamą śmiechu.
Obie dziewczyny śmiały się do rozpuku i cały słoneczny dziedziniec z zielonym, cienistym szpalerem i całe spokojne skromne domostwo wpadało wpółsenność południa oswobodzone, rzekłbyś, z ciężaru, w miarę, jak się oddalały nieszczęsne kobiety.