Nazajutrz wieczorem — a było to w sobotę — Bronta Dejas — wrócił do domu i zaledwie zsiadł z konia, zaczął zrzędzić. Zwykł był zrzędzić w domu, chociaż dla obcych bywał zwykle uprzejmy; zresztą był to niezły dyabeł, młody i przystojny, bardzo smagły i bardzo chudy, urody średniej, z rudą, krótko przystrzyżoną brodą. Prześliczne miał zęby, to też, rozmawiając z kobietami, pokazywał je w ustawicznym uśmiechu.
Wróciwszy do domu, w sobotę wieczorem, zrzędził, że nie zastał zapalonego światła i przygotowanej wieczerzy. Nie miał poco doprawdy wracać. Tydzień cały pracował, harował za domem jak wyrobnik, poto, by wracając, nie znaleźć wygody i wypoczynku: ciemność we wszystkich kątach i nic na stole!
— Zupełnie — mruczał, siadając z końca — jak w chacie Izydora Pane. Zapalilibyście matko przynajmniej lampę, bo po ciemku rozbiję sobie czoło. A nic na stole!
Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.I.djvu/62
Ta strona została przepisana.
IV.