zwalające kobiecie, której mąż osadzony został na tyle a tyle lat więzienia, wyjść za drugiego.
Jakób coś słyszał o tem, lecz nie znał nikogo, i co prawda, w Orlei, nie było nikogo, komuby się coś podobnego przytrafiło. Nie chcąc się jednak wydać z niewiadomością, odrzekł szybko.
— A tak, zapewne! wiadomo! Ale... ale grzech to byłby śmiertelny i Giovanna nie zgodzi się nigdy.
— Otóż to właśnie niepokoi mnie i zasmuca. Gdybyś, Jakóbie, wybadał, namówił. Ot tak, spróbuj jutro.
— Zaraz! jutro! Głupiś Bronta. Bogaty prawda, nie i głupi jak jaszczureczka mała i głupszy jeszcze od jaszczureczki niewinnej. Pomyśl. Możesz ożenić się z dziewką młodą, bogatą, kwitnącą jak róża pod rosą, a chcesz się żenić z cudzą żoną! Pfe! wstyd! jest z czego boki zerwać! Chi! chi! chi!
— Obyś pękł ze śmiechu! zawołał z wściekłością, znów wpadając w gniew Bronta — ożenię się z tą, a nie z inną. Ożenię się na złość tobie i wam wszystkim. — Żadna tak mi się nie podoba.
— A żeń się sobie, niedopieczone pisklę — Zaśmiał się Jakób. Zawtórował mu młody Bronta i tak się obaj śmieli na głos przez spory kawał drogi, aż spostrzegli idącego naprzeciw siebie wysokiego mężczyznę z dużym kijem w ręku.
— Zio Izydorze Pane! Jakże ci się udał połów! — zawołał Jakób — cóż, pokąsały ci łydki?
— A żebyś sam został poławiaczem pijawek! —
Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.I.djvu/69
Ta strona została przepisana.