Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.I.djvu/84

Ta strona została przepisana.

Celka miała zaledwie dwa metry długości, a jeden szerokości. Mieściła zaledwie wąziuchne składane łóżko, które na dzień opierano o ścianę. Z wysoko umieszczonego, zakratowanego okienka widać było kawałek szafirowego nieba.
Konstanty miał tu spędzić najsmutniejsze dni swej kary. Trawił dnie i tygodnie, siedząc nieruchomy, z podkurczonemi nogami, z dłońmi wtłoczonemi pomiędzy podniesione kolana. Nie rozpaczał jednak, nie buntował się. Przekonany był, że słusznie odpokutować musi „grzech,” jak mawiał, pożycia z kobietą, nieuświęconego kościelnym ślubem. Zawsze to w głębi serca czuł, że taki stan rzeczy grzeszny jest i że odpokutować za niego musi... gdy odpokutuje, wówczas i niewinność jego ujawniona pewnie zostanie, odzyska wolność.
Tymczasem nie rozpaczał, tylko cierpiał; liczył dnie, godziny, minuty, czekając upragnionej zmiany, której doczekać się nie mógł. Popadł w apatyę z tęsknoty! Z dnia na dzień, w chwili każdej żył myślą o żonie, dziecku; przypominał sobie, aż do najdrobniejszych szczegółów, minioną przeszłość, dni szczęścia, domowe swe życie, cierpiąc nietylko własnem cierpieniom, lecz i tem, jakiego ofiarą być musiała Giovanna. Czuł w sercu gwałtowne przypływy tkliwości dla niej, dla dziecka. Wówczas zrywał się, otrząsał na chwilę z apatyi, rzucał, krążąc po ciasnej, parę zaledwie kroków mieszczącej celi, jak zwierz w klatce, bił głową o mur, wstrzą-