— Uczyłem się tego i owego — mówił do więziennego stróża — umiem poszyć parę butów... Mógłbym ci poszyć... dogodzić ci...
— Domyślam się — odparł dozorca — że musisz czegoś odemnie potrzebować. Nie wolno ci pracować.
— Zlituj się, wuju Serafinie! Wspomnij na duszę nieśmiertelną!..
— Myślę to myślę, lecz mówiłem ci już raz, że wujem ci nie jestem. Wuja swego zabiłeś.
— Mniejsza z tem!.. U nas bo nazywamy wujem każdego, kto ma pewne w świecie znaczenie.
Don Serafino chciał w głębi duszy przyuczyć więźnia do tytułowania go jak przystało, lecz Konstanty przywyknąć do tego nie mógł, w Sardynii bowiem tytuł don dawany bywa samym szlachcicom. Dnia tego Konstanty nic nie pozyskał.
Nazajutrz rozpoczął nanowo. Opowiadał dozorcy, że sam pochodzi z rodziny szlacheckiej, otrzymał wychowanie i właśnie stryj, o którego zabicie oskarżonym został, roztrwonił mienie małoletniego, zmuszał go do ręcznej pracy, kazał mu być szewcem, zamykał w ciemnej izbie i raz mu nawet obdarł w złości nogę.
Chciał to dozorcy pokazać, lecz don Serafino potrząsał tylko głową, mrucząc pod nosem i klnąc okrutnika.
Wreszcie udało się Konstantemu wyłudzić od
Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.I.djvu/88
Ta strona została przepisana.