Mówił o oswojonej przez więźniów sroce, wykarmionej — więziennym chlebem, tucznej, ospałej, która, gdy była głodna, umiała wołać po imieniu niektórych więźniów.
— A zdechła może! — odparł Król Pikowy — dziwny jesteś doprawdy i dziecinny. Cóż cię może obchodzić ptak jakiś, gdy ci opowiadam o wielkiem dziele Delegata, które sprowadzi przewrót w nauce. Pośrednio wprawdzie, lecz nie mały w tem udział i mnie się należy, ja to bowiem pośredniczyłem w zawiązaniu bliższych stosunków pomiędzy Delegatem a Gęsią szyją; mnie się udało puścić w świat pierwsze stronice dzieła, i ja to pisałem do pierwszego ministra, do kanclerza. Widzisz! Co? Minister przeczytawszy sprawozdanie, wyrzekł, że jest to „ostatniem słowem rodzimego geniuszu”. Widzisz. Czegóż się po tem nie może spodziewać Delegat! Już się jego potężni przyjaciele stowarzyszyli w Rzymie w celu uzyskania mu ułaskawienia i nadeszłoby już pewnie, gdyby nie potężni też wrogowie. Dzieło jego otworzy mu jednak niebawem drzwi więzienia.
Rozmowy podobne nudziły Konstantego, słuchał jednak cierpliwie bajań Króla Pikowego, zaskarbiając sobie jego względy w dostaniu odpowiedzi na list, za jego pośrednictwem wysłany do żony.
Odpowiedź oczekiwana nadeszła w maju i napełniła go radością. Giovanna pisała, że dziecko chorowało nieco, gdyż przebyte zmartwienia źle
Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.I.djvu/95
Ta strona została przepisana.