przypuszczając, że zarobione zostały u Dejas’ów. Poczem umyślił ofiarować dwa Królowi Pikowemu, w przeświadczeniu, że odmówi; lecz ten przyjął je, upewniając, że odda osobie, zajmującej się przenoszeniem do więzienia tajnej, gdyż wzbronionej korespondencyi. Przy innych okolicznościach rozgniewałoby to może Konstantego, lecz w obecnych, czując nieprzepartą potrzebę chociażby pisywania do żony i otrzymywania ztamtąd wieści, życie by oddał temu, co mu to ułatwiał.
Czytywał i odczytywał list Giovanny, dopóki nie wyuczył się go na pamięć. W dzień nosił go w obuwiu, w nocy przyciskał do piersi, a pracując w milczeniu, myślą błądził daleko, po górach rodzinnych swoich i ukochanych. Chwilami tracił poczucie tego, co go otaczało. Widział jak na jawie starego pasterza, wybierającego miód z ulów, z pociętą przez pszczoły twarzą i rękoma. Miejscowość tę znał, samotną była: pola zielone upstrzone różowem kwieciem, koniczyną słodką, pachnącemi groszkami, het, precz, jak okiem objąć. W ciszy, przepełnionej wonią łąki i traw aromatycznych, brzęczały rojne pszczoły... Zdawało się Konstantemu, że idzie krok w krok za pastuchem starym, słyszał odgłos własnych kroków na twardej, kamienistej ścieżce, wzdłuż której wznosiły się ule. Widział, jak stary obwiązuje je sznurem, zarzuca sobie na plecy, unosi... gdzie, jak? tego nie wiedział, gubił się w domysłach, a wtem rozlegało się nad nim nosowe, gardlane wołanie:
Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.I.djvu/97
Ta strona została przepisana.