Powstał z miejsca, zbliżył się do niej, w pół ją objął. Roześmiała się, rozszczebiotała.
— A! a! wiedziałam, czem cię przynęcić! Takiś łasy na nowiny, strzyżony mój baranku! A! a! a!
Wysoka była, gruba, silna, z małą jak makówka głową ponad rozłożystemi ramionami. Twarz też miała małą, śniadą, usta pełne, czerwone i oczy szare. Nieszpetna była, ale typ bydlęcy, odrażający. Chociaż wina do ust nie brała, wyglądała zawsze jak pijaczka oszołomiona. Każdego też o pijaństwo posądzała. Śmiała się głośno i ustawicznie. Teraz wodziła okiem po izdebce.
— Nic nie mam do powiedzenia, nic. Jeść mi się chce tylko... jeść mi się chce.
— Zaczekaj, zaraz przyniosę, lecz przedtem powiedz mi...
Odwróciła, się, złożyła ręce, jak gdyby w nich coś trzymała, czego nie chciała pokazać:
— Powiedz mi! powiedz! — przedrzeźniała go — ciekawyś kotku? Ach! ty krokodylu! wracaj na dwór al fresco! Nic ci nie powiem. Myślisz może, że wiem co o Giovannie Era? Może nie tak? Nie wszedłbyś do izby, gdyby nie to! Masz ci!
Ujął jej ramię:
— Szczypać to umiesz, wiem. Niech cię dyabeł odszczypnie! A teraz mów, co wiesz?
— Nie powiem. Nie powiem — droczyła się, przyśpiewując.
— Mattea — począł łagodniej — dobrą jesteś dziewczyną — mów, duszko, a kupię ci, co ci się spo-
Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.II.djvu/132
Ta strona została przepisana.