cie, stracił, jak widzę, wiarę. To złe, to dobre mówi, ale w Boga nie wierzy. Dobrze to im młodym, ale my, starzy, co ani złych, ani dobrych nie czytamy książek, na kontynent nie jeździmy, czemu i my nie wierzymy w Boga i święte Jego przykazania, w przykazania słodkiego Pana naszego Jezusa Chrystusa, co umarł za nas na krzyżu? Czemu, pytam, czemu? Ty naprzykład, Giovanna Era czemu zgadzasz się na ślub cywilny z jakimś tam gachem, mając już męża?
Słowa staruszki padły jak kamienie na obecnych.
Gracya, z uśmiechem spoglądająca na okruchy chleba, przestała się uśmiechać i podniosła czoło. Paweł, co słuchał zrazu z uśmiechem, bawiąc się widelcem i nożem, słów matki, odwrócił się przy ostatnich. Dziadek spoglądał tragicznie na Giovannę.
Ta zczerwieniała cała, lecz odparła cynicznie:
— Mylicie się, ciotko, nie mam już męża, spytajcie syna, on prawnik, to powie.
— Nie mam syna, znać go nie chcę, dyabelski to pomiot! — zawołała stara. — Ah! smarkata ta winę chce zrzucić na jej doktorka, Pawełka, dlatego, że prowadził sprawę rozwodową. Patrzcie ją, rozpustnica!
Wszyscy się śmieli z gniewu starej, nie wyłączając podlotka Minni i służącej, która wniosła ser i owoce.
Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.II.djvu/16
Ta strona została przepisana.