Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.II.djvu/23

Ta strona została przepisana.
II.

Nazajutrz rano, tak samo jak wówczas, niegdyś, Giovanna zbudziła się pierwsza, gdy matka jej, jak zwykle stare, nie mogące długo zasnąć z wieczora, spała jeszcze snem lekkim, chociaż sapała bardzo.
Poranek zimowy jasny, lecz chłodny bielał po za mętnemi szybami okna. Giovanna, która z wieczora zasnęła zasmucona, zawstydzona tem, co słyszała od ciotki Porreda, spojrzawszy w okno poweselała nadzieją dnia pogodnego, dobrego do podróży. Z wieczora zasypiała zachmurzona wspomnieniem Konstantego i zmarłego swego synka, obrazem wiekuistości, o której mówiła oburzona matrona i tym podobnych, niewesołych rzeczy.
— Nie, złego serca nie mam — myślała — a Bóg patrzy w serce i sądzi wedle intencyi, a nie wedle okoliczności zewnętrznych. O wszystkiem myślałam, o wszystkiem. Żal mi biednego Konstantego, wszak oczy, myśląc o nim, wypłakałam. Łez mi już nie staje. Wiem, że nie wróci, nie wróci nigdy, lub wróci, gdy postarzejem oboje... i płakać sił już nie-