kuchni w domu Porru, o spotkanym na ulicy znajomym — o wszystkiem zgoła, oprócz o rozmowie którą przy wieczerzy prowadzono, i o sprawunkach, zaostrzając tem ciekawość sąsiadki.
— A ty, Giovanno, nie masz — że nic do powiedzenia — spytał Bronta, dorzucając kilka gałęzi jałowcu do ognia. — Zamyślona jesteś, co ci?
— Czuję się zmęczoną — i nagle zaczęła mówić o Jakóbie Dejas.
— Waryat to skończony — narzekała. — Prześladuje mnie ciągle. Doprawdy, zasługuje, byście go wydalili! Potrzebna bo mu służba! Bogaty!
— Nie wiem, co mu się stało — dorzuciła matka — był przedtem wesoły, krotochwilny, a teraz, gdy ma dom, trzody i mógłby się ożenić, wścieka się nie wiadomo czego. Wiecie zapewne, że go ztąd wyrzuciłam.
— I nie wrócił już?
— Nie wrócił.
— Ani też Izydor Pane? — dodała łagodnie Giovanna.
— Zdawało mi się — zauważyła sąsiadka — żem go widziała, przechodzącego tędy wczoraj...
Giovanna podniosła żywo głowę, lecz Bronta roześmiał się na głos.
— Jak gdyby potrzebowano tu jego pijawek! — zawołał.
— Hm! — odchrząknęła jego matka, a po chwili
Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.II.djvu/28
Ta strona została przepisana.