wściekły jestem jak pies. Nie, nie! nie dam za wygraną. Kara Boża na nich, jeśli jest Boska sprawiedliwość. Daj mi Boże doczekać aż ich zmiażdży grom z nieba. Ale co tam kręcicie w palcach?
— Widzisz, powróz.
— Powróz, z włosia!
Umilkli obaj. Jakób patrzył na powróz a w oczach palił mu się gniew.
— Komu zamierzasz to sprzedać? — spytał.
— Zaniosę do miasta i sprzedam gospodarzom do wiązania bawołów. Czemu się tak przypatrujesz? Obciąłbyś się może powiesić? Co?
— Nie, gołąbku, ptaszku mój, sam się przed tem powiesisz, jeśli Bóg dozwoli... Więc — kończył, głos podnosząc — dali na zapowiedzi.
Chwilę milczeli obaj, poczem ozwał się pomału Izydor:
— Kto wie... Mam nadzieje, że... małżeństwo do skutku nie przyjdzie... Ufam w Bogu, mam nadzieję, że dobry święty Konstanty cud uczyni...
— Cud! zaraz cud! — zaśmiał się Jakób.
— Czemu nie? — odparł rybak. — A gdyby.. gdyby, zanim małżeństwo, zawarte zostanie, wyznał swą zbrodnię, lub zmarł prawdziwy zbrodzień, zabójca Wasyla Ledda i ruszony wyrzutem sumienia wyznał grzech swój na spowiedzi. Na nic wówczas rozwód.
— Prawda, na nic wówczas — mruczał z po-
Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.II.djvu/35
Ta strona została przepisana.