znużenie; kobiety, przycupnięte do ziemi jak kraśne polne maki, kręciły się i ziewały. Zrozumiał młody kaznodzieja, co to znaczy i przyśpieszając tempo kazania, udzielał pompatycznego błogosławieństwa pasterskiemu ludowi, słuchającemu słowa bożego z roztargnieniem i myślą o swoich i cudzych, lecz zawsze ziemskich sprawach.
U ołtarza ksiądz Eliasz ocknął się z zadumy, a może, o co Jakób posądzał, z drzemki i celebrował dalej mszę świętą. Śród obecnych sam może Izydor Pane, rybak ubogi, poławiacz pijawek, słuchał ze skupioną uwagą kazania, a gdy się msza skończyła, począł, zwyczajem swym, śpiewać pieśni święte. Głos jego czysty i dźwięczny wzbijał się pod sklepienia wraz z dymem kadzielnic i wonią świeżego na ołtarzu kwiecia.
Młody kaznodzieja słuchał pięknego śpiewu z zachwytem, a postać Izydora, z długą brodą, łagodnemi, marzącemi oczami, z różańcem kościanym w chudych, żółtych palcach, przypominała mu świętych Both’a, którego obrazy widział był w Rzymie.
Chciał poznać zajmującą tę postać, to też, przy wyjściu z kościoła, proboszcz zagadnął śpiewaka. Jakób szeroko roztwierał oczy. Widział przyjaciela pomiędzy obu kapłanami. Zazdrościł mu zaszczytu, a gdy go dogonił na placu, zaklął:
— Niech cię wszystkie!... Czego chcieć mogli od ciebie?
— Zapraszali na obiad — odrzekł nie bez cienia dumy rybak.
Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.II.djvu/58
Ta strona została przepisana.