prędzej i skuteczniej uleczony zostanie. Wtem spostrzegł, że zamiast własnej głowy, ma na karku głowę księdza Eliasza, na którego czole tańczy i kręci się tarantula... Pogrążony w pół śnie gorączkowym, Jakób czuł śmiertelne dreszcze.
Gdy właził do rozpalonego pieca, pomyślał, że tak gorąco bywa chyba w piekle, gdzie potępieńcy pokutują wiekuiście. Teraz, w gorączkowym półśnie, marzyło mu się to w straszliwy sposób. Z jamy, w jaką go zakopano po szyję, uszy, usta, dusząc go, widział piec gorejący. Piekło! Czuł lęk taki, że nawet we śnie i w gorączce odczuwał instynktową potrzebę orzeźwienia zmysłów przeświadczeniem, że senne to tylko majaki. Budził się, lecz przebudzony doznawał wrażenia, jak gdyby został przywalony rozpalonemi w jakimś pożarze kamieniami i nie mógł uciekać, poruszyć się: skamieniał pomiędzy kupą ziemi, a piecowiskiem rozpalonem... Piekło!
Jęki chorego zbudziły w sąsiedniej kuchni śpiącego Izydora. Nocował tu, by pomódz wdowie pielęgnować brata. Przeląkł się, czy Jakób już nie kona i podbiegł do niego. Leżał na wznak z dziwnie przedłużoną i wykrzywioną cierpieniem twarzą; wpądłe jego oczy mgliły się łzami.
— Nie śpisz, co ci trzeba? — pytał troskliwie chorego.
Ujął dłoń rozpaloną, pochylił się, nasłuchując pulsu... i spostrzegł po drugiej stronie łóżka różową twarz wdowy, otuloną białemi chusty.
Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.II.djvu/88
Ta strona została przepisana.