Słusznie! nie jego tu miejsce, śród szczęśliwych tego świata... jakże się tu znalazł? jak śmiał skłaniać się do uszka córki syndyka, panny Małgorzaty Carbowni to z ordynarnemi jakiemiś żarcikami, konceptami. Czuła zapewne całą nieprzyzwoitość jego zachowania się, a jeśli się śmiała to dla tego, że się nie mogła spodziewać niczego innego po synu parobka swego ojca i kobiety...
Pomału wezbrane w sercu chłopca żale i gorycze pierzchały. Patrzał na kark czerwony, na łysinę kapitana, na odstające uszy, z poza których wyglądały zakręcone, sztywne końce wąsów i brała go chętka szalona targania tych wyklejonych wąsów, wyrywania rzadkich, do koła łysiny pozostałych kosmyków włosów.
Widząc, że milczy, Małgosia zwracała się ku niemu i rzucała mu spojrzenia. Uczy się ich spotkały, zauważyła jego smutek... uśmiechnął się do niej i w tejże chwili zrobiło mu się lekko na sercu, jasno w myślach. Oboje rozweseleni patrzeli teraz na scenę, lecz Małgosia czuła, że wzrok Anania częściej niż scenę, obejmuje kapelusik jej i spadające na szyję pasma rudych włosów. Oboje zdawali się czemś upojeni.
Po dramacie, zakończonym naturalnie ślubem wiernej Hermenegildy z walecznym Godfrydem, nastąpiła farsa, która rozśmieszyła widzów i samego pana Carboni. Anania i Małgosia nie śmieli się teraz, chociaż i ich przedstawienie bawiło. Małgosię gorszył śmiech głośny, dziecinny ojca, gdyż czytała gdzieś, że ludzie poważni, chociaż uczęszczają do teatru, na scenę nie zwykli zwracać uwagi. Wołałaby tedy, by się jej ojciec zachowywał, obojętnie. i wzgardliwie, jak naprzykład sekretarz podprefektury, wzór wielkokwiatowych manier.
Około północy Anania odprowadził „gospodarza“ z Małgosią do ich domu. Starszy sędzia, były lekarz wojskowy, towarzyszył syndykowi, rozprawia-
Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/102
Ta strona została przepisana.