Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/12

Ta strona została przepisana.
II.

Pewnego dnia ojciec Oli udał się do Nuoro, po zakup krup i mąki.
— Strzeż się Ola, — mówił, wróciwszy, do córki, wygrażając jej pięścią. — Niech mi tam ten twój gagatek nie obija progów. Oszust, naciągnął nas, bo się nie nazywa Luisico, lecz Anania, rodem jest z Orgosolo. Sępia to rasa! Korszuny, kmotry zbójów i kajdaniarzy. Strzeż się Ola! mówię ci: żonaty.
Dziewczyna rozpłakała się, łzy jej, wraz z przyniesionem przez ojca ziarnem, spadały do żaren, lecz zaledwie ojciec odszedł do swych zajęć wybiegła w pole, szukając kochanka.
— Wiem! wiem! — wołała zdala a oczy jej ciskały błyskawice gniewu — Nie Luisico się nazywasz, a Anania i żonaty jesteś!
Anania kończył zasiew z oranych gruntów. Dwie ptaszyny świergotały bujając się na pobliskim krzaku; kłębiące się białe obłoki podnosiły głęboki szafir nieba; wszystko tchnęło ciszą, spokojem pogodą.
Ecco! — odrzekł spokojnie młody człowiek, nie wypuszczając z rąk worka z ziarnem, — i cóż ztąd? Żonę mam, prawda, ale starą. Narzucono