rzec, oraz żołnierzem zostać, czy ja wiem kim, ostatnim wyrobnikiem, byle mieć niezależność.
Odwrócił się od okna — na oświeconem księżycem biurku, dostrzegł różową o zielonych brzegach kopertę.
Krew mu uderzyła do czoła, w uszach zadzwoniło, instynktowo pochylił się nad biurkiem, wziął do rąk kopertę. Tak, była to ta sama, rozdarta i opróżniona. Doznał uczucia jakgdyby znalazł coś bardzo sobie drogiego i sprofanowanego. Wszystko, wszystko tedy było stracone. Poczuł wielką pustkę w sercu. Zdawało mu się, że własną jego duszę sprofanowano, zelżono, rozdarto.
Nagle, światło zalało gabinet, w którym się znajdował, weszła Małgosia; zaledwie miał czas wypuścić z rąk kopertę, lecz domyślił się, że ruch ten dostrzegła. Uczucie wstydu spotęgowało uczucie bólu.
— Dobry wieczór — mówiła Małgosia, stawiając lampę na biurku. — Zostawiono cię tu pociemku.
— Dobry wieczór — odrzekł, myśląc jak się wymknąć i nie pokazać się tu już nigdy więcej.
— Usiądź, proszę.
Patrzył na nią osłupiałym wzrokiem. Była to Małgosia, lecz w tej chwili nienawidził jej niemal.
— Przepraszam — zająknął się, — nie jestem niedyskretny, lecz... lecz spostrzegłszy tę kopertę — dotknął palcem fatalny przedmiot — nie mogłem się powstrzymać... spojrzałem.
— Od ciebie była?
— Ode mnie.
Małgosia zmieszała się i zaczerwieniła, natomiast Ananii spadł ciężar z serca, zrozumiał, uspokoi! się.
Duma, ból i wstyd doznany radziły mu
Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/129
Ta strona została przepisana.