Wszystko więc, wszystko na darmo! Odchodzi z niczem. Gdybyż mógł być pewnym, że go zrozumiała, że mu współczuje?... Szaleństwo, szaleństwo! Daremne wszystko daremne! W głowie mu się mąciło, zdawało mu się, że popada w jakąś pustkę bezdenną, a nad brzegiem przepaści brzęczą słowa signora Carboni.
— Bądź dobrej myśli, chłopcze — mówił ten ostatni, zauważywszy głębokie westchnienie, co się wydarło Ananii z piersi — bądź dobrej myśli, pracuj, ucz się, nie zawiedź położonych w tobie nadziei.
Małgosia wróciła, w towarzystwie swej matki. Signora Carboni uczuła się w obowiązku udzielić odjeżdżającemu nową porcyę rad, upomnień, zachęty. Małgosia chodziła z miejsca na miejsce, przebrała się, odmiennie zaczesała włosy, których kosmyk zwieszał się nad lewą skronią, a co główne, upudrowała się mocno. Oczy jej przytem nabrały szczególnego blasku, a usta płonęły. Przypomniał się Ananii gorący pocałunek Agaty i spojrzał na Małgosię tak wymownie, że chyba zrozumiała go tym razem, gdyż odchodzącego przeprowadziła aż do bramy. Dziedziniec srebrzył się w blaskach miesiąca, tak jak w ów wieczór dawny — gdy zjawienie się Małgosi rozbudziło było dziecięce sumienie Anania, pobudzając do wyznania ciotce latanie spełnionej, na współkę z Bastianeddu, kradzieży. Jak wówczas, tak i teraz, zdała mu się oderwaną od ziemi, anielską, niebiańską. Zdawało mu się, że uleci i nie doścignie jej nigdy. Pragnienie zatrzymania jej, objęcie w pół przepasanego jasną wstążką stanika, stawało się palące.
— Nie ujrzę jej już więcej, nie ujrzę — myślał, idąc obok niej — obym padł martwy na tym progu, nim go przestąpię.
Małgosia otwarła furtkę i, zwracając się do
Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/131
Ta strona została przepisana.