Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/19

Ta strona została przepisana.

mywane. Chłopak o czarnych oczach i odstających uszach, cichy był, nie śmiał się, nie płakał, nie odzywał i całą jego zabawą, całem zajęciem było pieczenie kasztanów w dogasających na kominie żarach.
— Cierpliwości córko — mówiła wdowa, nie odrywając oczu i chudych palców od wrzeciona. — Różnie się na świecie dzieje. Ty nie pierwsza, nie ostatnia. Rodzimy się, by cierpieć! I ja młodą byłam, śmiałam się chętnie, a potem płakałam. Wszystko minęło.
Pokiwała głową. Oli serce się ściskało od nadmiaru otaczającego ją smutku. Mroki zwiększały się, zimno było i na dworze wiatr dął i huczał, jak zbałwanione morze. Przy dogasających węglach wdowa przędła, pogrążona w smutku i we wspomnieniach. Ola, przykucnąwszy na ziemi, w rogu komina, przypomniała sobie noc inną, wonną, czerwcową, w blaskach miesiąca, z perlistem i na niebie gwiazdami i perlistą na pachnących ziołach rosą.
Kasztany małego Zuanna pękały w gorących popiołach, wiatr, niby rozgniewany dach nadbiegającej nocy, kołatał we drzwi chaty. Dokoła chłód, ciemność, pustka.
— A ja — ciągnęła monotonnie, po długiej chwili milczenia wdowa — nie z byle jakiej byłam rodziny i nie za byle kogo wyszłam za mąż. Ojciec tego ot chłopca nazywał się też Zuanne. Wiedz córko, że synom, chcąc, by do ojców podobnemi byli, trzeba dawać na chrzcie świętym ojców imiona. Mąż mój zdolny był, zręczny i silny. O! silny, wysoki jak topola. Patrz! na ścianie w kącie płaszcz jego wisi. Długi, co?
Ola obejrzała się. Na szarem tle ściany dostrzegła fałdy długiego płaszcza, śród których pająki snuły sieci.
— Nie ruszę go z miejsca — mówiła wdowa —