Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/28

Ta strona została przepisana.

siadło swemi szaremi lepiankami, wyziewając wiatry halne i błyskawice nocne.
Zimą wioska wyludniała się niemal, gdyż zamieszkujący ją pasterze trzód, jak wichry halne silni, a jak wilki przebiegli, zstępowali z trzodami na pastwiska cieplejsze, od strony południa, lecz na wiosnę wioskę napełniali jeźdźcy, konie, psy, starsi i młodzi, gromadni pasterze.
I Zuanne, syn wdowy po rozbójniku w jedenastym już roku życia swego został pasterzem. Dniem wiódł na samotne pastwiska w górach pewną liczbę kóz, należących do rozmaitych mieszkańców wioski. Ze świtem przebiegał ulice i zaułki, zwołując kozy, które wychodziły z zagród na głos jego. Pod wieczór odprowadzał je do wioski i kozy rozchodziły się same, rozpoznając zagrody do których miały wracać.
Mały Anania towarzyszył wiernie swemu przyjacielowi, małemu Zuanne, o dużych, odstających uszach. Obaj biegali boso, w porteczkach i kurtkach podartych, zbrukanych, z rozwianemi czarnemi czuprynami. Anania chory na oczy, miał je zaczerwienione a i z noska ciekło mu często, umorusany był, brudny. Kiedy kozy pasły się spokojnie, pomiędzy kwitnącemi krzakami i gronami dzikiego kapryfolium, chłopcy wybiegali na drogę, obrzucali kamykami przechodniów, zakradali się w pola obsadzone kartoflami, szukali u stóp drzew opadłych orzechów. Zuanne słuszny był i szczupły, Anania niższy i przysadzisty, obaj pełni sił bujnych i pomysłów dzikich. Zuanne często mówił o swym ojcu, przechwalał się, obiecywał wstąpić z czasem w jego ślady i pomścić jego krzywdę. Anania chciał zostać żołnierzem...
— Przyaresztuje cię, wydam w ręce władzy — mówi najspokojniej i jaknajłagodniej.
— O, ja cię wpierw zabiję! — odpierał żywo Zuanne.