— niezbyt zresztą łagodnie — nos, mylą go czasem, upominała. Wieczorem, przędąc u skąpego ogniska, rozpowiadała o heroicznych czynach nieboszczyka męża swego. Obaj chłopcy wsłuchiwali się z nienasyconą ciekawością, lecz Ole opowiadania te przestały zajmować i wzruszać. Przerywała wdowie, lub udawała się na spoczynek do swej ubogiej izdebki. Anania sypiał z matką, często zastawał ją już śpiącą, lecz bladą zawsze, zziębłą i szukającą przez sen, zimnemi stopami jego ciepłych pleców i ramion.
Nie raz słyszał, jak wzdycha i szlocha w nocnym mroku, lecz nie śmiał spytać co jej dolega, gdyż bał się matki. Zwierzył się przyjacielowi, małemu Zuanne, który uważał za obowiązek oświecać go.
— Musisz wiedzieć — mówił — że jesteś bękartem, to jest, że ojciec twój nie jest mężem twej matki. Zdarza się to zresztą bardzo często.
— Czemuż się z nią nie ożenił? — pytał naiwnie Anania.
— Ba! inną ma żonę. Gdy umrze tamta, z tą się ożeni.
— A kiedy tamta umrze?
— Kto wie! życie w ręku Boga! Ojciec twój przychodził tu dawniej często. Znam go.
— Znasz! — zawołał Anania zaciskając piąstki w instynktownym żalu do nieznanego, zapominającego o nim ojca. — On to, on pewnie był przyczyną łez matki.
— Znam — mówił Zuanne, zbierając rozpierzchłe wspomnienia — Przystojny, wysoki, patrz! ot taki i oczy ma błyszczące jak iskry... nosi szynel jak żołnierze.
— A gdzie mieszka?
— W Nuoro. Nuoro to nie wioska, to duże miasto, tam, za Genuargenta, za górami. Znam Monsiniora z Nuoro, tego, co mię bierzmował.
Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/33
Ta strona została przepisana.