Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/35

Ta strona została przepisana.

— Co tam jest wewnątrz? — pytał ciekawie Anania.
Rezetta — odrzekła Ola. — Amulet, co ci przyniesie szczęście. Nie mam nic cenniejszego... Dał mi to kiedyś starzec, braciszek wędrowny, kwestarz... Strzeż tego, noś zawsze na piersiach... pamiętaj, byś nie zgubił...
— A jak wygląda! stary kwestarz? Czy długą miał brodę i wielki kij w ręku
— O tak! wielki.
— A może... był to On sam.
— Kto?
— Pan nasz, Jezus Chrystus?
— Może... — odrzekła kobieta. — Otóż obiecaj mi, że nie zgubisz, a zawsze na sobie na samych nagich piersiach nosić będziesz i nikomu nigdy ani słówka nie piśniesz o tym woreczku. Obiecaj! Przysięgnij.
— Przysięgam — ndrzekł z powagą mały Anania — tylko, czy łańcuszek mocny?
— O! mocny!
Ola wzięła zawiniątko, ujęła dziecko za rączkę, powiodła do kuchni, dała mu napić się trochę ciepłej kawy z kawałkiem chleba, otuliła go w podartą chustę i wyszła z nim razem.
Dniało.
Zimno było przejmujące, mgła wypełniała dolinę, czepiając się stoków gór. Same wierzchołki wyglądały tu i owdzie, srebrzyste śród mlecznego mgły zalewu, a góra Spada zdawała się, pływającym śród wód olbrzymim łomem bronzu.
Anania przeszedł z matką puste ścieżki, spoglądając na nurzający się w mgłach krajobraz, kierując kroki dalej, dalej w nieznane sobie okolice. Serce mu biło gwałtownie, a droga szara, wilgotna, po za którą pozostały lepianki Fonni, wznosząca się wyżej, coraz wyżej, była, wiedział to, drogą, wiodącą do Nuoro!