umówiłam u jednej pani... w Fonni, nie mam zaróbku i wdowa po Zuanne Atouzu, wyrzuciła mię za drzwi.
— Nieprawda — pomyślał sobie mały Annania — czemu mama zmyśla, czemu nie mówi prawdy, że idzie do Nuoro do ojca swego syna. Basta. Co mi tam! zmyśla, widać, że tak trzeba — uspokoił się, tembardziej, że go sen morzył. Pochylił główkę na kolana matki, przymknął oczęta.
— Kto tam teraz mieszka — pytała naraz Ola woźnicy, wskazując w dal. Mój ojciec już tam nie mieszka?
— Nie mieszka...
Westchnęła głęboko. Wóz zatrzymał się na chwilę, po chwili potoczył się dalej, Anania zasnął głęboko.
W Nuoro czekało go rozczarowanie. Więc tak to wygląda miasto, wielkie miasto? Domy może i większe od lepianek w Fonni, ale znów nie tak olbrzymie, jak je sobie wyobrażał, a tam, daleko, na sinych horyzontach rysują się góry małe, zupełnie małe, jak na żart. Zaimponowali mu tylko spotkani na ulicy chłopcy, gdyż odziani byli lepiej i inaczej, jak jego towarzysze w Fonni.
Długo chodził z matką po ulicach miasta. Pod wieczór dopiero weszli do kościoła. Pełen był ludzi, na ołtarzu gorzały niezliczone światła, a w kościele rozlegał się śpiew słodki, anielski, nie wiadomo zkąd pochodzący, gdyż śpiewaków nie było widać.
Anania był zachwycony. Z jakąż przyjemnością opowie to, za powrotem, małemu Zuanne.
Ola pochyliła się nad nim i szepnęła mu do ucho.
— Pozostań tu i nie rusz się z miejsca, dopóki nie wrócę. Pójdę, dowiem się, czy zastaniem w domu przyjaciółkę, u której noc spędzimy.
Anania pozostał sam w kościele. Bał się tro-
Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/39
Ta strona została przepisana.