jutrzenka — przedtem musisz zatańczyć, wypijesz potem.
I, biorąc szklankę z rak starego ogrodnika, podniósł ją wysoko.
Pijak wyciągnął ręce:
— Daj mi, daj.
— Dam, gdy zatańczysz.
Pijak podskoczył, zatoczył się.
— A teraz zaśpiewaj.
Efes roztworzył obrzmiałą gębę i zawiódł chrapliwym głosem:
Był to jedyny znany mu motyw, lecz już po pierwszym wierszu, tracił wątek piosenki, nie mogąc przypomnieć sobie drugiego wiersza.
Mały Anania i Bastianeddu, przykucnięci w kącie, pod kotłem, zanosili się od śmiechu.
— Słuchaj — doradzał starszy — nasypiem żwiru, ćwieków, szpilek w kącie, gdzie się zwykł kłaść.
— Po co? — pytał niewinnie Anania.
— Głupiś! zobaczysz jak wówczas podskoczy. Mam szpilki i ćwieczków parę.
— Sypmy! sypmy! — zgadzał się Anania.
Pijak tańczył na komendę szewczyka, zataczał się, wyciągał chciwie rękę pod niedościgłą beczułkę wina, wszyscy się śmieli. Wesołość wzmogła się jeszcze z nadejściem Nanny, pijaczki. Tego wieczoru, rzecz rzadka! trzeźwa była, odzież miała czystą i twarz mniej ohydną, niż zwykle. W oczkach jej paliło się coś nakształt myśli. Przez cały dzień zbierała w polu dzikie jarzyny i weszła do olejarni, chcąc wyprosić nieco oliwy dla usmarzenia ich.
Widząc Efesa jak służy zebranym za pośmiewisko, miała błysk oburzenia w oku, zbliżyła się śmiało, ujęła pijaka pod ramię i bez wielkiego oporu zmusiła usiąść na worze oliwek.