Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/54

Ta strona została przepisana.

— Nie wstyd-że ci stary! — mówiła — czy nie widzisz, że szubrawcy ci drwią z ciebie. Jest z czego! głupcy! Dziś pracowałam dzień cały, jak uczciwa kobieta. Ah! Efes! Efes! Wspomnij jaki dom miałeś niegdyś, porządny, dostatni. Przychodziłam, pamiętam, po wodę do waszej studni i nieraz widziałam u matki twojej spinki u koszuli złote, szczerozłote, jak pięść duże. W domu twym było jak w kościele: lśniło od złota. Gdybyś nie popadł był w nałóg, wszyscy skakaliby na łapkach przed tobą, a teraz patrz! naśmiewają się, naigrawają! Wykręcasz się przed głupcami, jak małpa na jarmarku, jak niedźwiedź pod batem niedźwiedźników. Śmiejcie się! uraczyliście się lepiej od nas, okrzyczanych pijaków. Słuchaj Anania! — zwróciła się do olejarza — daj mi łyżkę oliwy. Żonę masz świętą, lecz sam biesem jesteś. Że też dotąd nie naprowadził cię kmotr, czart, na ślad ukrytych skarbów.
— Daj mu pokój! — ujął się za gospodarza ogrodnik. — Anania pracuje ciężej chyba od ciebie, czego się doń czepiasz?
— Milczałbyś stary plotkarzu — odcięła mu się ostro. — Gdybym opowiedziała co wiem o tobie, zbereźniku.
— Puh! wielka mi pani. Sama się sobie dziwisz, żeś dziś wypadkiem trzeźwa.
— Trzeźwa, nie trzeźwa nie twoja to rzecz. Dajcie mi łyżkę oliwy Anania Atonza, to powiem ci, żem dziś właśnie widziała w polu coś podobnego do złotej monety.
— Widziałaś i nie podjęłaś! — zaśmiał się olejarz pochylając się nad kotłem.
Eccola! oto jest — odrzekła, podając mu drobną, miedzianą, zaśniedziałą monetę.
Oglądał ją ciekawie Atonza, a mały Ananio i Bastianeddu zbliżyli się też do niego.
Tymczasem Efes, siedząc na worku oliwek płakał rzewnie, przypominając sobie swą matkę