zostań i patrz, by kto nie nadszedł. Boisz się niebezpieczeństwa. Drwię z tego!
Jakie groziło niebezpieczeństwo, ani jeden, ani drugi powiedziećby nie potrafił. Obu podobało się nadawać pozór fantastyczny przedsięwzięciu, któremu blask księżyca i żałosne miauczenie kota stanowiły romantyczną przymieszkę.
Bastianaddu skoczył z okna, a Anania pozostał w izdebce, drżąc ze strachu, lecz podniecony i zaciekawiony. Wtem! zaledwie towarzysz jego dobiegł do dębu z dziuplą, dwa cienie zarysowały się i przemknęły po murze. Anania zatrząsł się cały, wydał gwizd cichy, cichutki, przykucnął no samej ziemi. Doznawał rozkosznego uczucia strachu i przyjemności zarazem. Jak tam sobie poradzi Bastianeddu? gdzie się skryje? ocieknie? Wzmagało się miauczenie kota; skarży się rzekłbyś i jęczy w niebo głosy. Umilkł — wszystko ucichło! Dziwna, straszna cisza i tajemniczość taka... Ananii dech zamarł w piersiach. Bo cóż się stało z Bastianeddu? Złapano go na gorącym uczynku? zaaresztowano... wiodą go już może do więzienia... A i on, Anania mały, karany będzie za współudział. Niestety.
Bądź co bądź Anania o ucieczce nie myślał. Owszem, stanął na oknie gotów biedź na odsiecz towarzyszowi.
Kroki, oddech ciężki, głos przyciszony i drżący...
— Do dyabla Anania! Tyś to?
Anania odetchnął głęboko, podał rękę zbliżającemu się towarzyszowi.
— Do dyabła — klął z cicha Bastianeddu, — a to mi się udało.
— Słyszałeś sygnał? Gwiznąłem z całej siły.
— Nie słyszałem. Słyszałem natomiast kroki dwóch przechodniów i schowałem się, przypadłszy piersią do ziemi, w kapuście. Wiesz kto to był? Wuj Pera i stary Pera. A wiesz poco tam chodzili?
Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/61
Ta strona została przepisana.