Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/62

Ta strona została przepisana.

Była pułapka zastawiona na kota, wpadł biedny, wuj Pera zabił go jeduem uderzeniem łopaty — omacał, „tłusty bestya!” mówił z zadowoleniem, „za to wczorajszy dyabelnie był chudy” — tak mówił.
— O! U! — dziwił się Anania.
— Teraz upieką i zjedzą... niegodziwce! złodzieje! zastawiać pułapki na koty, na biedne! O mało, o mało mię nie spostrzegli.
— A pieniądze — nieśmiało spytał Anania?
— Schowane. No! idźmy głuptasku! jesteś do niczego, marudziarz!
Słowa te nie obraziły wcale Anania. Zamknął okno. W kącie Efes mruczał wiekuistą zwrotkę swej piosenki:

„Amelio tkliwa i czysta...

a Caschide opowiadał podróż swą za interesami do jakiejś oddalonej wioski...
— Syndyk — mówił, — przyjacielem był mego ojca, za dawnych, dobrych czasów. Skoro przyjechałem, zaprosił mię do siebie. Bogactwa! przepych, ze trzydziestu parobków, służących drugie tyle. Przed domem trzy dziedzińce, w rząd, jeden za drugim, a każdy otoczony murem, ot, takim wysokim. Bramy kute, u okien, wszędzie żelazne kraty.
— Po co? — spytał olejarz.
— Od złodziei naturalnie! Syndyk bogacz! tyle ma pieniędzy, co sam król.
— Ho! Ho! — zaśmiał się ten co popychał maneż.
— Nie wierzysz! — zawołał młodzieniec, patrząc ze wzgardą na wyrobnika.
— Nie wierzysz! Otóż powiem ci, że Syndyk z braćmi, po śmierci ojca, dzielili się złotem na hektolitry. Zona Syndyka ma osiem tancas (ferm) oblanych strumieniami. Jest tam ze sto samych studni. Ebbene! Mówią, że ojciec syndyka znalazł skarb ukryty. Ot! miał szczęście! natrafił na takie miejsce, w którem król hi-