i owdzie porosła winną latoroślą, bez drzew i krzaków. Głos ludzki ginął bez echa, rozwiany cichym, srebrzystym szmerem pinji, których wyniosłe szczyty zdawały się przerastać zamykające horyzont góry.
Ojciec orał pochylony nad rolą, a syn błąkał się śród pól nagich, straszył ptaki, szukał grzybów, zrywał kwiecie wiosenne. Czasem, ojciec, prostując zgarbione plecy, dostrzegał go w oddali i wówczas serce mu się ściskało dziwnem uczuciem. Miejsca te, pora roku, praca, której się oddawał, dziecko, wszystko przypominało Olę, jej małych braciszków, winę, miłość i jej rozkosze...
Ola! gdzież była? kto to mógł wiedzieć. Zginęła, odleciała, jak ptaszek z nad zagonu. Tem gorzej dla niej! tem gorzej. Anania sądził, że winę odpokutuje dostatecznie, żywiąc i wychowując syna. Jeśli uda mu się znaleźć skarb — a nie tracił nadziei — wychowa go jak przystoi! Nie uda się, wieśniakiem będzie, parobkiem i tyle tego. Ha! mało to takich co się do własnej krwi nie przyznają? Mało, co zamiast przygarnąć własne sieroty pozostawiają je w nędzy i zgorszeniu. Pech! bogaczy ilu, tak a nie inaczej czyni!.. nawet „gospodarz,” signor Carboni... Basta! Anania pocieszał się temi myślami, w głębi serca jednak pozostawał mu żal ukryty, a zapuszczając wzrok w dal, zdawało mu się, że dostrzega jeszcze drzewa otaczające dawniejszą chatkę Oli. W pólłdzień odpoczywając w cieniu pinii, wypytywał syna o jego przeszłem życiu. Mały Anania bał się ojca i nie patrzał mu nigdy prosto w oczy, lecz na wspomnienie rzeczy przeszłych, uśmiechał się, dając ujście, tęsknocie, w długiem opowiadaniu. Pamiętał wszystko, nie zapomniał o niczem. Pamiętał Tonni, lepiankę i opowieści wdowy, żołnierzy, braci zakonników, cmentarz przy klasztorze, kasztany, kosy, góry, fabryki świec woskowych. Tylko o matce opowiadał mało
Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/69
Ta strona została przepisana.