— Chcącemu uczyć się Opatrzność dopomaga! — zadecydował gospodarz, a pani dodała jak nieme echo:
— Dopomaga.
Słowa te padły na szalę losów Anania i nie zawiodły go.
∗ ∗
∗ |
Na rok bieżący zamknięto olejarnię i olejarz znów przedzierzgnął się w rolnika.
Pola rozwijały się pod tchnieniem wczesnej i ciepłej wiosny, pszczoły brzęczały do koła domku ciotki Tatany, a wielki bez, na dziedzińcu bujnem osypał się kwieciem.
Na dziedzińcu pod drzewem zbierała się teraz codziennie zimowa z olejarni, kompania, więc wuj Pera z nieoddzielną łopatą, Efes i Nanna, nie zmiennie pijani, przystojny szewczyk Caschide, Bastianeddu ze swym ojcem i inni jeszcze sąsiedzi. Wuj Pane miał warsztat w norze naprzeciw dziedzińca. Ruch tu panował ustawiczny, śmiechy, żarty, docinki, kłótnie.
Mały Anania dnie spędzał pomiędzy tą nieciekawą kompanią, ucząc się słów grubych i nieprzystojnych, przyzwyczajając się do widoku pijaństwa i upodlenia.
Obok warsztatu Pane, w podobnej że norze ciemnej i wilgotnej, mieszkała dziewczynka kaleka, której ojciec najął się był na długie lata do kopalni w Afryce i nie dawał odtąd znaku życia. Biedaczka, Rebeką zwana, mieszkała sama, cała w ranach, przykuta do brudnego barłogu, wydana na pastwę much i robactwa.
Dalej nieco, zamieszkiwała wdowa pewna z pięciorgiem dzieci. Dzieci żebrały. Sam Pane