skiego stołu nie potrafiłby ust otworzyć z nieśmiałości i zbytku szczęścia.
Zresztą, po obiedzie, Małgosia zwykła była przychodzić do kuchni i rozmawiać z nim o olejarni, o schodzących się tam sąsiadach. Oprowadzała go potem po dziedzińcu, spiżarni, wszędzie. Bawiło ją, gdy czasem używał stów wyuczonych od Bastianeddu — „Do dyaska! jacyście bogaci!” — mawiał. Małgosia uśmiechała się, lecz nie żartowała, nie bawiła się z nim nigdy. Zresztą Anania wesół nie był; rozważny i nieśmiały zdawał się odczuwać całą nieprawidłowość swego położenia.
Lata mijały.
Po nauczycielce z czarnym meszkiem nad górną wargą i czarnemi jak smoła oczami, dostał się w ręce nauczyciela, podobnego zdaniem Biastinneddu, do koguta. Od tego przeszedł pod zwierzchnictwo zażywającego tabakę starca, który przy każdej wzmiance o Szpicbergu dodawał płaczliwym głosem:
— Tam, gdzie uwięzionym był Silvio Pellico...
Potem... potem miał młodego i bardzo wesołego nauczyciela, wzrostu małego, bladego, z okrągłą, jak makówka głową... ten się zastrzelił. Uczniowie pod wrażeniem smutnego wypadku, o tem tylko mówili i rozprawiali pomiędzy sobą, a Anania, nie mogąc pojąć jak człek tak wesół mógł skończyć samobójstwem, oznajmił raz towarzyszom swym, wszem wobec i każdemu z osobna, że sam gotów jest zastrzelić się przy pierwszej okazyi.
Szczęściem okazya się nie nadarzyła; w tym czasie jakoś wiodło mu się dobrze, zdrów był, lubiany w domu i przez kolegów, pierwszy uczeń w szkole. Dokoła niego życie płynęło równe i monotonne, z temi sąmemi postaciami w otoczeniu, powtarzającemi się powszedniemi wypadkami, podobne do powtarzających się motywów, wzorzystych tkanin, których kupcy rozwijają sztuki, sztuki całe tak bardzo do siebie podobne, jednostajne.
Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/82
Ta strona została przepisana.