Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/83

Ta strona została przepisana.

Zimą, w olejarni, powtarzały się znane nam już sceny, wracali znani nam ludzie.
Wiosną bzy kwitły na dziedzińca, przy dymku ciotki Tatany, pszczoły brzęczały w figowym dziedzińcu okalającym szpalerze, słońce walczyło o lepsze z niebios lazurem, a w zaułku, naprzeciw bramy siadywał wuj Barchitta, obłąkany, o błękitnych, nieruchomo, w wewnętrzną jakąś wizyę zapatrzonych źrenicach o rozdwojonej brodzie i kasztanowatych włosach, typ żebrzącego Chrystusa. Dalej majster, Pane heblował stół kulawy, sam sobie swoje opowiada! facecye; Efes zataczał się i wpadał do rynsztoka; Nanna towarzyszyła mu jak cień wierny; żebrzące dzieci wdowy rzucały kamienie na psy, pijaków, przechodniów, na koty, kury, koguty; kobiety wymyślały sobie od najgorszych, a w noce księżycowe młodzieńcy, ciągnąc korowodem, śpiewali pieśni tęskne i rozkochane, a ustawiczne jęki Rebeki odpowiadały dalekim nawoływaniom kukułki! het! na skraju dzikiego krajobrazu i pustego pola.
Jak słońce, gdy się z za chmur wychyli, tak na smętne otoczenie, w którem obracał się Anania, blask rzucała rozkwitła postać signora Carboni. Gdy przechodził kobiety wychodziły na próg swych domów i kłaniały mu się z uśmiechem; mężczyźni, używający wczasu, wstawali, ściągając z głów berety; dzieci biegły za nim, całując ręce, które zwykle trzymał założone, za plecy.
Na ciężkim przednówku, w głodowe lata, opatrzył był w polentę i oliwę całe sąsiedztwo. Wszyscy zwykli byli udawać się doń o drobne, lecz nigdy nie zwracane pożyczki. W zaułkach kędy wiatr rozwiewał źdźbła przegniłej słomy i szmaty zbrukanych papierów, wszystkie niemal dzieci nazywały go „ojcem“ chrzestnym lub bierzmowanym, a kobiety — nie bez dumy pewnej: „kumem.” Sam by nie nie zliczył kumów tych i synów, a wuj Pera utrzymy-